| Adam Asnyk (1838-1897)
 Limba
 Wysoko na skały zrębie
 Limba iglastą koronę
 Nad ciemne zwiesiła głębie,
 Gdzie lecą wody spienione.
 Samotnie rośnie na skale,
 Prawie ostatnia już z rodu...
 I nie dba, że wrzące fale
 Skałę podmyły u spodu.
 Z godności pełną żałobą
 Chyli się ponad urwisko
 I widzi w dole pod sobą
 Tłum świerków rosnących nisko.
 Te łatwo wschodzące karły,
 w ściśniętym krocząc szeregu,
 Z dawnych ją siedzib wyparły
 Do krain wiecznego śniegu.
 Niech spanoszeni przybysze
 Pełzają dalej na nowo!
 Ona się w chmurach kołysze -
 Ma wolne niebo nad głową!
 Nigdy się do nich nie zniży,
 O życie walczyć nie będzie -
 Wciąż tylko wznosi się wyżej
 Na skał spadziste krawędzie.
 Z pogardą patrzy u szczytu
 Na tryumf rzeszy poziomej...
 Woli samotnie z błękitu
 Upaść, strzaskana przez gromy.
  
  
  |