Letnia noc była w stogach. Pod gwiazdami. Oglądałem je długo.
Najdłużej.
Mógłbym nie oglądać. Wystarczyło przewrócić się na
brzuch. Wystarczał jeden
ruch ciała, by przewróciło się niebo, półkula świata. W
takich chwilach
jednak nie pragnąłem kataklizmów. Mogłem patrzeć na gwiazdy bez
końca.
Były morzem. Mogłem na morze, w morze, bez końca. Ulatywałem do niego
wysoko.
Najwyżej. Nic nie było prócz tego ulatywania. Ulatywałem i to
było jakby
omdlewanie w górę, coraz wyżej. Jaka to była lekkość, o gwiazdy!
Pióro,
które skrzydło lub ogon ptaka zgubiło i teraz ma wszystkie
wybiegi. Niedziela
po niedzieli zapomniana i teraz sama się świętuje. Jakie to było
świętowanie,
o gwiazdy! Najwyższe. Ulatywałem też najwyżej i jeszcze... Kiedy błysk
spadającej gwiazdy, gdzieś nad lewą nogą, błysk jak klinga, bo to była
szpada przecinająca niebo nie tylko, przecinająca wybieg, niedzielę i
zapomnienie
jak cios między oczy, po którym się nie odchodzi, lecz
przychodzi do siebie.
I spadałem. Nisko, coraz niżej, w stóg. Musiałem bardzo nisko
upaść, bo
zamykałem oczy i wtedy spadałem dalej, jeszcze najniżej...
Lato dłużej by żyło
w falujących żaglach
złotych słoneczników
Mgła by nie dusiła czy śnieg
Smutek nawet
zdjąłby palce z czarnych klawiszy
i zamilkł...
Ej zaszumi kiedyś zaszumi
świtu różowa muzyka
Noc się spłoszy z czarnych dziupli
Stare wierzby wschód podpali
A teraz
czuwajmy
Cyt
Jeszcze zegar nie usnął
Pieśń V
W krzywe sosny na pagórkach
bije wiatr
Smutno krzywym sosnom
Taki wieczór choć rano
idą chmury nisko drogą
choć rano...
dzie jesteś ty słoneczko
Nie widzę ja ciebie
ni pod strzechą
ni na niebie
ani wody wielkiej nie widzę
tylko noc
choć rano...
Krzywe sosny na pagórkach rozdarł wiatr
W krzywych sosnach płacze ktoś
Pieśń VI
Wymazał deszcz
jasne oczy gwiazd
Cichy spokój stawu zmącił
O jak smutno...
Mokry chłód w okno puka
Mokre nuty na szybie
jak sekundy jesieni spływają
O jak smutno...
Porwał deszcz dziecka sen
Śliczne bajki porwał deszcz
O jak smutno...
Szły symfonie mokrych nut
nie zasnęło dziecko już
O jak smutno...
Debiut Edwarda Stachury, "Helikon", 3 XII 1956. Pierwsza publikacja
w wydaniu książkowym: Taki wieczór choć rano,
wybór Jerzy Koperski,
Janusz Żernicki, ANAGRAM, Warszawa 1993, s. 14-16. Inna wersja Pieśni
V znalazła się w
Listach i wierszach Edwarda Stachury do Mieczysława
Czychowskiego, "Poezja" 1982 nr 9, s. 51.
Panu Bogu - poświęcam
W krzywe sosny na pagórkach
bije wiatr
Smutno krzywym sosnom
Taki wieczór choć rano
nikt nie śpiewa choć rano
idą chmury nisko drogą
choć rano...
Gdzie jesteś ty słoneczko
Nie widzę ja ciebie
ni pod strzechą
ni na niebie
ani wody wielkiej nie widzę
tylko noc
choć rano...
Krzywe sosny na pagórkach rozdarł wiatr
W krzywych sosnach płacze ktoś
Inne utwory z Listów i wierszy Edwarda Stachury do
Mieczysława Czychowskiego,
,,Poezja'' 1982 nr 9:
Zapomniałem zapiąć rozporka
i poszedłem do teatru
A w teatrze jak w teatrze
ludzie wiszą na czarnych muszkach
stąpają po porcelanie
i gapią się na mnie
jak na Szekspira
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Cóż różne są drogi do sławy
8.VIII. 1956
"Poezja" 1982 nr 9 s. 48
Jedni oczami umarłych rodziców
grają w Kulki
Drudzy cytrynowym żebrakom
wykradają buty
Inni z oderwanych skrzydeł motylich
układają śmiech
Ci znowu w różowe paluszki biorą sen
i farbują go na czarno.
A Bóg stoi obok.
"Poezja" 1982 nr 9 s. 66
Włóczęga jestem
co późną nocą
gwiazdy wykrada
i rozdaje ubogim
włóczęga jestem
bez czapki
z długimi włosami
w których noc się bawi z gwiazdami
stary drelich mam na plecach
i spodnie wytarte na tyłku
Dobre duchy - w mych kieszeniach
no i księżyc
największa złotówka
Więc gwiżdżę, gwiżdżę na bogatych
i razem ze mną wiatr gwiżdże na nich
Bo to przecież xiężyc mi strącił
xiężycową złotówkę -
z wysokiej topoli
Ja żem tylko
kieszeń nadstawił.
"Poezja" 1982 nr 9, s. 55-56
Grabarze wypowiedzieli wojnę nieśmiertelności duszy
Bóg chciał że umarł organista kościelny
Dusza jest na pewno na języku
rzekł jeden
- co ty
w uszach -
- nie
w oczach -
- skąd
w nosie -
- przepraszam rzekł piąty
dusza jest w złotych zębach
I wyjęli grabarze duszę
- Teraz chodźmy się napić eliksiru życia
(Autor grabarzy nie wini)
"Poezja" 1982 nr 9, s. 65
Jednakowo piękna jest noc, jak śmiech obłąkanego w tej nocy. ``A
piękno
jest początkiem przerażenia''. Ja jestem owym szalonym, dla
którego nieważny
jest klucz, którym można otworzyć drzwi, a to, że ten klucz mogę
wrzucić
do studni, a drzwi rozbić głową, dla którego nieważna jest
kieszeń, do
której mogę wsadzić 100 zł, a dziura w kieszeni, którą
może wylecieć ostatnia
nadzieja - zaproszenie na bal samobójców. Wierzę w siebie
tak jak nie wierzę
w ``Świętych obcowanie'' i ``Grzechów odpuszczenie''. Bo ja
żadnym kreto
i szczurom nigdy nie przebaczę. Jeśli jest Bóg, jeśli Bóg
mnie stworzył,
jestem jego częścią - częścią boga i też będę sądził ludzi jak oni będą
mnie sądzić. Los kazał mi zostać włóczęgą, matką włóczęgi
jest poezja.
przyjaźń jest dla mnie zbyt szlachetnym uczuciem, bym po Twoim
milczeniu,
mógł jeszcze Cię o coś prosić. Zbliża się już balet biały
połnocnych czarownic,
a ja nadal chodzę w trampkach. Ej przyjaciele moi, przyjaciele. Puszkin
miał rację. nie ma sprawiedliwości. ``Piękno jest absolutną
sprawiedliwością''.
"Poezja" 1982 nr 9 s. 66
Credo (recitativo)
Fragment scenariusza przedstawienia Naprzód, niebiescy,
którego
część stanowił poemat Missa pagana. Finalnie text ten w poemacie się
nie
znalazł.
Oto credo
Czyli wierzę
Ty, co wierzysz
W co ty wierzysz?
Ech, jaskółki chyże
Długo, długoby wyliczać
Długo, długoby wyliczać
Tak, jak stąd do Australii
Albo nawet jeszcze dalej
Tam, gdzie zielona wyspa Tasmania
Tam, gdzie zielona wyspa Tasmania
I z powrotem biegiem tutaj
tu gdzie rozlana Wisły polana
W co zatem wierzysz
Ty, który wierzysz?
Oto wyznaję
Ty zaś daj wiarę
Wierzę w miłość
Od spojrzenia pierwszego
Ze sporzeniem drugim
Jak stal ze stalą
Z błyskiem skrzyżowanego
Więc w miłość wierzę
Wierzę w przyjaciół spod żebra
W Rafała, Stefana, Wicka, Wacka
Janusza, Michała, Zbyszka, Jacka
Przychylimy sobie nieba
Przychylimy sobie nieba
Bo tak trzeba
Więc w przyjaźń wierzę
W co zatem wierzysz
Ty, który wierzysz?
Oto wyznaję
Ty zaś daj wiarę
Wierzę że trzeba
Nie dać się bestii
Nie dać się bestii
I nie dać się śmierci
Nie dać się śmierci
(I choć można przy tym zginąć
to nie jest smierć
Bo śmierć to jest
Tu w życiu z tym życiem się rozminąć)
W co zatem wierzysz
Ty, który wierzysz?
Oto wyznaję
Ty zaś daj wiarę
Wierzę że kiedy
Tu nam zaśnie
Niepomiernie zasłużenie
Łaski pełna Gwiazda Dzienna
Powędruje człowiek dobry, człowiek chrobry
Do innej gwiazdy słynnej
I tak bez końca
Od Słońca do Słońca
"Radar" 1983 nr 43, s. 3
Dokąd idziesz? Do słońca!
W nocy noc i w ludziach czarna noc
Blask nie widzi gdzie ma zadać cios
Jestem tutaj
Wołam cię
Jestem tutaj
Przeszyj mnie
Promieniu świetlisty złocisty
Nie strasz mnie jak gdybyś nie miał wzejść
Wiem żeś tuż pod horyzontem jest
W lustrze nieba
widać cię
W ziemi drżeniu
Słychać cię
Promieniu świetlisty złocisty
Nocy proszę nie przeciągaj już
Skoro świt do Słońca pora pójść
Z błyskiem w oku
będę szedł
Wprost na ciebie
będę biegł
Promieniu świetlisty złocisty
Nowy dekalog, czyli dziesięć wskazań i
dziesięć
przeciwwskazań dla ciebie, sieroto nieboża, Zygmusiu K.
Człowiek człowiekowi wilkiem!
Człowiek człowiekowi strykiem!
Lecz ty się nie daj zgnębić!
Lecz ty się nie daj spętlić!
Człowiek człowiekowi szpadą!
Człowiek człowiekowi zdradą!
Lecz ty się nie daj zgładzić!
Lecz ty się nie daj zdradzić!
Człowiek człowiekowi pumą!
Człowiek człowiekowi dżumą!
Lecz ty się nie daj pumie!
Lecz ty się nie daj dżumie!
Człowiek człowiekowi łomem!
Człowiek człowiekowi gromem!
Lecz ty się nie daj zgłuszyć!
Lecz ty się nie daj skruszyć!
Człowiek człowiekowi wilkiem!
Lecz ty się nie daj, synek!
Człowiek człowiekowi bliźnim!
Z bliźnim się możesz zabliźnić!
"Kamena" 1972 nr 15. Przedruk w "Kamenie" 1986 nr 24.