pacyfka
Smutek (po staffowsku)

Smutek chodzi po polach, po łąkach i lasach,
Oplata je szarą pajęczyną cienia,
przez nią oplątane światło gwiazd zagasa,
słońce zimną ziemię blado opromienia...
Po drodze błotnistej, pod zmarzniętym niebem
szła mała sierota za matki pogrzebem...
'Mamusiu, u Boga już jesteś', szeptało,
'Poproś, żeby sprawił, by tata pił mało
i nie bił nas bardziej...' A wiosna pijana
brnie po topniejących śniegowych łachmanach...

Smutek nad łąkami przemyka bezgłośnie,
przysiada na trawach i wraz z nimi rośnie...
Dziewczyna nieśmiała, cicha, młoda, czysta,
pokochała chłopca, on ją wykorzystał,
mamiąc, że przyrzeknie jej wierność w kościele,
a ziarno swe zasiał w jej zhańbionym ciele...
Cóż ona ma czynić, przez wszystkich wyklęta,
rosą się operla łąka przekwitnięta,
rosą kwitną rzęsy jej niebieskich oczu,
słońce na zachodzie topi się w pomroczu...

Smutek wbiegł do sadu, strząsnął białe kwiecie,
jego wietrzny oddech zaraz je rozmiecie...
Po sadzie poeta chodzi długowłosy,
nożem w dłoni ściśniętym waży swoje losy...
Oczy czarne, oślepłe od uczuć pożogi
Nie widzą już celu, nie widzą też drogi...
W trawie bujnej chłopiec ten drżący uklęka,
strużki krwi gorącej lśnią na białych rękach...
Duszę wiatr porywa i ciska w przestrzenie,
w chmur odmęty, w otchłań, wieczne potępienie...

Smutek sosny spowił i biega po lesie,
we włosach zmierzwionych źdźbła rozpaczy niesie,
lekką stopą biegnie poprzez moczar grząski,
w kolie kropel stroi trawy i gałązki...
'Jak długo, kochany, jeszcze czekać mogę?'
-młoda żona w oknie, wygląda na drogę,
chce uciszyć serca trzepot niespokojny,
jeszcze wierzy, wciąż wierzy, że mąż wróci z wojny...
A szarość ze sznurków deszczowych wyplata
warkocze przedwcześnie przekwitłego lata...

Smutek nad polami czesze szare włosy,
Słońce bladość chowa za woalką chmury...
Dawno już przeminął sierpień złotokłosy,
na różańcach deszczu modli się zmierzch bury...
Z puszcz dzikich na pola leśny elf się zbłąkał,
Dostrzegli odmieńca chłopi na swych łąkach,
Krzyk ciszę rozerwał i po szarych grudach
Pobiegł, gdzie nad stawem trzcin zasłona ruda
kołysze się z wiatrem i cicho szeleści,
i w mętną siną wodę zapadł się bez wieści...

Smutek poprzez pola sunie jak kot miękki,
spod ziemi wychodzą Drżenie, Strach i Lęki,
Mgła kształty zaciera, ludzkie oczy mami...
Zatłukli chłopi elfa cepem i kijami,
włosy w pyle leżą, a krew w ziemię wsiąka...
Sołtys widły swoje z krwi ciepłej ociera,
Do karczmy powraca zmęczona nagonka...
Listopad zwinięty na ziemi umiera,
Zagrzebany w liści gnijących całunie,
A nietoperz nocy nad polami sunie....

Smutek się zaplątał w drzew czarne gałęzie,
na nich białym śniegiem zimne grzywy przędzie,
i kracze ochryple, strosząc czarne pióra,
a głos ten przepada w ołowianych chmurach...
Słońce też w nich tonie i już leży na dnie
Bo jak mówi Pismo, wszechświat też przepadnie,
Na ludzi i bydło koniec jest jednaki,
Umierają z zimna bezdomni i ptaki...
A śmierć na nas patrzy z pewnością okrutną...
Smutno jest bezkreśnie, smutno, smutno, smutno...
 
 
 
 
 
 
06.03.2002

     

   

   

powrót do strony głównej