pacyfka
MOJA PIELGRZYMKA DO KATEDRY
Kiedy Amerykańska Akademia Filmowa ogłosiła, że Katedra Tomka Bagińskiego została nominowana do Oscara w kategorii krótkometrażowy film animowany, byli tacy, którzy pytali: o czym właściwie jest ten film? Podobno nie ma głupich pytań, ale bywają pytania fałszywe. Powyższe jest fałszywym: niewiele da się powiedzieć o Katedrze, jeśli chcieć mówić obiektywnie.
...bo to jedno o Katedrze rzec mogę na pewno: jest piękna.
Jacek Dukaj, Katedra
Film jest piękny. Piękny jest kosmiczny krajobraz, symfonia sfer w smugach cyrkulacji gwiazd wypełniających nieskończone przestrzenie aksamitnie czarnej, wszechświatowej pustki. Zachwycają drzewokształtne sploty kolumn i sklepień katedry, która przypomina kościoły malowane w latach 80. przez Zdzisława Beksińskiego, bardziej z martwych, skamieniałych kości złożone niż z rzeźbionych ręką ludzką kamieni. Piękna jest smukła sylwetka bohatera na tle purpury olbrzymiej gwiazdy, jego szare oczy w cieniu postrzępionego kaptura, pielgrzymia laska, ręka, która podnosi pył z posadzki. Tajemnicza i fascynująca jest muzyka, chorał łagodnie, sakralnie rozsnuty na przestrzeni naw, w których światło niesione przez człowieka budzi roztańczone cienie między szkieletami-kolumnami. Tym straszliwsze jest przerażenie, spadające skądś w ostrych dźwiękach, jakże kontrastujących z tym skupionym nabożnie spokojem przed chwilą, kiedy jasna gwiazda zalewa katedrę potokami światła. Jakże to możliwe, że światło przeraża?
... nie uspokaja patrzącego, ale jest piękna. Nie angażuje jedynie zmysłu wzroku, lecz uruchamia także głębsze procedury.
Estetyka jest najpierwszym językiem religii.
Jacek Dukaj, Katedra
Przeżycie Katedry otworzyło moją świadomość na nieznane wcześniej obszary egzystencjalnej trwogi. W przepaści, która otwarła się pod stopami bohatera po drugiej stronie katedry-bez-wyjścia, i w niemym nad nią kosmosie, odczułam nieskończoną pustkę, której doświadczenie jest najgorszym możliwym cierpieniem. Ból, który dotąd uważałam za najstraszliwszy, utrata Miłości, jest niczym w porównaniu z utratą sensu, ze stanięciem twarzą w twarz z pustym kosmosem, z nieskończonością, z której nie odpowiada Nikt. Dotąd byłam człowiekiem, który wierzy w Boga, ład, sens i celowość wszelkiego bytu; człowiekiem który wie, że istnieją ludzie tracący wiarę w usensowniającą wszechświat Obecność, ale nie czuje tego, co oni. Teraz po raz pierwszy dotknęłam nagą tkanką duszy uczucia ostatecznego osamotnienia, w którym nawet Miłość, czyli Caritas, nie jest w stanie wypełnić pustki. Bez Siły Wyższej nie może istnieć Caritas, bo nie ma jej Gwaranta.
A przepaść to jeszcze nie koniec...
Forma mówi o ucieczce duszy, która w okrutnym bólu wyrywa się z okowów materii ku gwiaździstej pustce.
Jacek Dukaj, Katedra
Empatia, jaką budzi we mnie bohater, jest zupełnie innego rodzaju niż utożsamianie się z bohaterami innych historii, z którymi znajduje się jakieś płaszczyzny wspólne w ogólnie pojętym człowieczeństwie. Pielgrzym (?) mimo iż formę ma ludzką, mimo iż nic o nim nie wiemy, nie jest everymanem, lecz sprawia wrażenie kogoś z wyższego porządku, kto doświadcza wymiarów rzeczywistości niedostępnych zwykłym śmiertelnikom. Współ-odczuwanie z nim, a nawet zrozumienie go nie jest w pełni możliwe, bo on jest jak anioł, jak elf u Tolkiena, jak mag, kapłan, prorok - jest święty.
Tym rozpaczliwszą bezsilność czuję widząc jego cierpienie: jeśli Pielgrzym jest istotą z wyższego niż mój poziomu rzeczywistości, ja-śmiertelnik nie mam mocy udzielić mu żadnego wsparcia czy konsolacji; moje teodycee bowiem zawsze pochodziły z tegoż wymiaru mnie przekraczającego. Jeżeli święty, który ma do transcendencji bezpośredni dostęp i mógłby odszukać oparcie i sens - także sens cierpienia - w absolucie, sięgając ponad siebie nie znajduje absolutu, gdzież mogę znaleźć opokę ja, człowiek, który dotąd na pomoc wzywał świętych?
To są obrazy, czyli rzeczy do oglądania, a nie do interpretacji słownej, podobnie jak muzyka jest do słuchania, a czekolada do jedzenia. Owa powszechna artykulacja każde przeżycie duchowe naprawdę wielkie ściągnie do poziomu zupełnego prostactwa.
Zdzisław Beksiński
Katedra osiąga ideał romantyków: odarta z konkretów, na poziomie ponadsłownym, ponadintelektualnym dotyka Niewyrażalnego, otwiera świadomość odbiorcy na Nieskończoność. A raczej: moją świadomość. Sam autor twierdzi, że jego wieloznaczny, pełen symboli i metafor film nie ma jednej „interpretacji” i każdy może go rozumieć inaczej. Do jego odbioru potrzeba percepcyjnej giętkości oraz specyficznej wrażliwości, częstszej chyba w pokoleniu Tomka Bagińskiego (i moich) rówieśników, którzy za młodu afirmowali opowiadania w miesięczniku „Fantastyka”, „stare” Gwiezdne Wojny, gdzie baśniowy heroizm bohaterów mieszał się z metafizyczną tajemniczością Mocy. Dla dzisiejszych nastolatków George Lucas tworzy Gwiezdne Wojny, w których Moc bierze się z występowania w krwi ciałek zwanych midichorianami.
Odbiór sztuki jest jak rzucanie slajdów na ekran, którym jest wnętrze widza. Im więcej białych plam, „miejsc niedookreślenia” jak je nazwał Roman Ingarden, tym więcej własnych znaczeń może wpisać w treść dzieła odbiorca. Ci, którzy niezbyt pracowicie zapisywali swą tabulę rasę, wolą sztukę realistyczną, w której wszystko jest dopowiedziane. Uprzedzeni do pewnych form, widząc komputerową grafikę i obcą planetę nawet nie próbują zajrzeć pod spód. Wyrobione (przez szkołę? wiodące trendy w kulturze? scjentyczną mentalność społeczeństwa?) nawyki percepcyjne powodują odrzucenie wszystkiego, co nie jest bądź dosłowne, bądź w prosty sposób, z Kopalińskim w ręku, przekładalne na język zwyczajnej, fizyczno-pojęciowej rzeczywistości.
W „zrozumieniu” Katedry nie pomaga także fakt, że film inspirowany był prozą Jacka Dukaja. Są to dwie fabulranie różne historie, o kilku jedynie punktach wspólnych, którymi są głównie gaudiczno-roślinne sploty świątyni. Klimat opowiadania jest bardziej science niż fiction, zamiast metafizyki - futurystyczny socjo-profesjolekt, którym rozmawiają ludzie w kolonii na Izmiraidach. Transcendencja pojawia się jedynie na końcu jako hipoteza. Katedra zbudowana jest z żywokrystu - rodzaju biotechnologii. Skafandry, defaultowane interfejsy, paliwo do rakiet, studnie grawitacyjne gwiazd i planet, problematyka socjologiczna i moralna byłyby raczej nie do pokazania w siedmiu minutach nieco umownej wizualnie animacji, a na pewno nie miałyby takiej siły wyrazu.
Ważne jest to, co ukazuje się naszej duszy, a nie to, co widzą nasze oczy i co możemy nazwać.
Zdzisław Beksiński
Czytać Katedrę i oglądać Katedrę można niezależnie od siebie – i chyba lepiej jest najpierw zobaczyć film. Pozbawiony dosłowności, nabiera rangi przypowieści, otwartej na uniwersalne sensy i znaczenia, które powstaną na styku utworu i świadomości widza. Film Tomka Bagińskiego jest dziełem autonomicznym, którego wartość jest niezależna od historii jego powstania, od partyzanckich warunków, w jakich był tworzony. Reprezentuje sobą zupełnie nową jakość artystyczną, inną także od dotąd tworzonych komputerowo produkcji, w których często następował przerost formy nad treścią, fabuła bywała pretekstem do prezentowania efektów specjalnych. W Katedrze zaś stworzono doskonałą harmonię warstwy myślowej i symbiotycznie z nią zrośniętych środków wyrazu. Tu nie chodzi o to, by pokazać rzeczy, których nie da się sfilmować zwykłą kamerą, i żeby wyglądały jak prawdziwe. Nie chodzi o iluzję: Katedra świadomie jest nieiluzyjna. Proponuje inną wizję już istniejącej rzeczywistości, a raczej nadając jej inną formę, odrzucając okowy stereotypów i skojarzeń ciążących nad tym wszystkim, co znamy z powszedniości, pozwala zajrzeć pod powierzchnię zewnętrznych kształtów i wydobyć czystą esencję. Wcześniejsze filmy animowane komputerowo, np. Final Fantasy, były hiper-realistyczne. Katedra jest zaś nad-realistyczna.
Znaczenia elementów nie sumują się do znaczenia całości, nie łączą się w odłamek stendhalowskiego zwierciadła odbijającego intersubiektywnie dostępną rzeczywistość, ale są oknem na inny świat, którego oglądanie więcej nam powie o nas samych niż o tym świecie. Nie ma sensu opisywanie rzeczywistości urojonych – one tworzone są po to, byśmy mogli się w nich przejrzeć i zobaczyć swoją twarz skonfrontowaną z czymś, co dotąd leżało poza delimitacjami naszej percepcji.
Bo kto mi poda nazwisko twórcy Katedry?
Jacek Dukaj, Katedra
Polskie media nie wspominały nawet, że Katedra kandyduje do nominacji; sprawiały wrażenie, jakby dopiero w chwili jej ogłoszenia dowiedziały się o Tomku Bagińskim, który już wcześniej za swój film zdobył wiele międzynarodowych nagród. Po raz kolejny okazuje się, że w Polsce bez podpowiedzi z zagranicy niewielu dostrzeże młodych, zdolnych twórców alternatywnej, niekomercyjnej sztuki.
Nominacja ta jest szansą na zauważenie w Polsce fantastyki jako konwencji, którą może posługiwać się kultura wysoka. Nikt nie wątpi w artystyczną wartość Ballad i romansów czy malarstwa Wyspiańskiego. Wystarczy zaś, by w książce czy filmie pojawiły się jeszcze bądź już nieznane naszemu doświadczeniu istoty czy miejsca, a już się szufladkuje i odrzuca cały utwór jako „popkulturę”, „kulturę masową”, ewentualnie „twórczość dziecięcą i młodzieżową”, w które lepiej nie wtykać swojego poważnego, elitarnego nosa.
Następna nadzieja wiąże się z dostrzeżeniem przestrzeni wirtualnej jako tworzywa artystycznej kreacji. Z czym kojarzy się przeciętnemu zjadaczowi książek animacja komputerowa? Z grami o zabijaniu, z mikrogranulkami w reklamach proszków do prania, z efektami specjalnymi w kinowych superprodukcjach. Uprzedzenia do niej są niezwykle silne, skoro Janusz Korosadowicz, dyrektor Ogólnopolskiego Festiwalu Autorskich Filmów Animowanych stwierdza, że szkoda, iż Katedra została wygenerowana komputerowo. A dlaczego tradycyjna „analogowa” animacja miałaby być bardziej artystyczna niż cyfrowa? Może wynika to ze stereotypu, że komputer robi wszystko za człowieka, że ułatwia. Przykład Katedry, tworząc którą autor przepracował przed monitorem łącznie trzy tysiące godzin, wskazuje jasno, że jest to pogląd błędny.
Laureat nominacji chciałby zrealizować film pełnometrażowy oparty na prozie Jacka Dukaja, ale tego nie da się zrobić po godzinach, bez zaplecza organizacyjnego i materialnego. Tworzenie 390 sekund Katedry w sposób niemal amatorski, wysiłkiem właściwie jednego człowieka trwało trzy lata, bo ciągłość pracy przerywana była przez zlecenia komercyjne, czasem na całe miesiące. Dla zdolnych, alternatywych twórców w Polsce brakuje miejsca, infrastuktury, i wsparcia; nie dostrzega ich nikt z tych, co decydują o rozdziale środków na kulturę. Dlatego wielu młodych stoi przed wyborem między zarabianiem na życie w kraju a tworzeniem sztuki za granicą. W 1983 roku Oscara w tej samej kategorii, w której nominowana była Katedra, otrzymał za Tango Zbigniew Rybczyński. Jego oparte na komputerowym kolażu, genialne, surrealistyczne dzieła, jak Orkiestra, Schody, Kafka otworzyły nowy rozdział w historii wykorzytania technik cyfrowych w światowym kinie. Filmy te są znane i doceniane przede wszystkim na Zachodzie, gdzie powstały; od dwudziestu lat bowiem Rybczyński pracuje poza Polską.
Let’s face it, mister Frodo. We’re lost.
Samwise Gamgee
Nadzieje, jakie wiązały się z nocą rozdania Oscarów w przypadku Katedry wykraczały jednak poza sam błysk złotej gładzizny stojącego na baczność filmowego bóstwa. Prawdziwemu dziełu sztuki takie potwierdzenia wartości nie są przecież potrzebne. Najistotniejsze jest, że szanse, które po otrzymaniu nominacji otworzyły się przed dwudziestosiedmioletnim twórcą, uległyby znacznemu poszerzeniu – w Polsce, bo propozycji pracy za granicą otrzymał już bardzo wiele.
Szanse nie były duże: przecież na oprócz wartości artystycznych liczą są różne względy, zwłaszcza wydane na promocję pieniądze, którymi dysponują producenci kontrkandydatów. W końcu na scenie z kopertą w dłoni pojawiła się... Myszka Miki. Całkowicie animowana komputerowo. Czy z tej ręki mógł otrzymać nagrodę Tomek Bagiński? Oscarem nagrodzono lekki, łatwy i zabawny filmik firmowany przez Sony Imageworks.
P.S. Na marginesie: Katedra była wyświetlana w Szczecinie raptem przez 10 dni, we Wrocławiu i Krakowie przez pół roku. Bez komentarza.
Katedra, reż. Tomek Bagiński, na podstawie opowiadania Jacka Dukaja, muz. Adam Rosiak, prod. Platige Image. Polska 2002.
http://www.platige.com/katedra
- oficjalna strona filmu (dzieło sztuki samo w sobie,
szczególnie piękne rysunki)